sobota, 14 lutego 2015

Rozdział XVI

Notka pisana z dwóch perspektyw, a raczej z innej osoby więc proszę się nie przerażać, ale inaczej nie mogłam tego wykminić! Więc sie nie zdziwić xD 


 - No to jeszcze raz! - krzyknęłam wykonując piruet wstając z kolana. - Pięć, sześć, siedem, osiem! I Raz i dwa i trzy...
           Wraz z dziewczynami wykonywałyśmy serię skomplikowanych ruchów, które umieściłam w wymyślonym, ubiegłej nocy układzie choreograficznym. Na skończenie tańca miałyśmy niecałe dwa tygodnie, a nie byłyśmy nawet w połowie. Wymyślanie choreografii do teledysku naprawdę nie jest łatwe. Trzeba wziąć miliard aspektów, poprawek i naradzań się co będzie lepsze, a ta durna konferencja nie wniosła do mojej głowy nic nowego. Podali mi jedynie jaki ma być charakter i przebieg piosenki i co ma być uwzględnione. Zostałam zmuszona do wymyślenia trzech solówek i czterech układów po 3 minutach, do jednej i tej samej piosenki. Do głowy można dostać. A ja przepraszam bardzo się rozdwoję? Ciekawe jak Jasmine ułoży mi plan dni na następne dwa tygodnie. Powodzenia życzę.
           Choć cieszyłam się z takiej formy treningów. Jest duża szansa, że moje dziewczyny zostaną zauważone i może posypią się jakieś propozycję. W końcu gość, który poprosił mnie o choreografię to nie byle kto, jak najsłynniejszy i najbardziej utalentowany menager gwiazd Christopher Hanstvell. Capnął mnie na moim przyjęciu i szybko wytłumaczył o co cho i czego ode mnie oczekuje, rzucił mi rycerską rękawicę pod nogi, a ja naiwna ją złapałam. Głupia Alice! Tak sie nie robi!
           Za tą przysługę wisi mi cztery ciastka migdałowe z nadzieniem budyniowo-imbirowym i wycieczkę po najdziwniejszych knajpach w japonii. Jego kieszeń to wytrzyma, a ja lubię się targować. Do byle czego nie wchodzę.
           Poza tym za hajs zarobiony w teledysku będe inwestować w rozbudowę mojego małego zoo, dla beznadziejnych przypadków bądź na program tępienia kłusownictwa. A tu moje rączki aż świerzbią! Muszę się wybrać do Afryki, bądź Azji. Musze skopać kilka tyłów osobą, które nie wiedzą, że broń palna i nie tylko powinna leżeć za szybką w gablotce, a nie w rękach nieodpowiedzialnych ludzi.
Jeśli chcą się mierzyć z potęgą natury powinni, wejść do dżungli, bądź na dzikie stepy Afryki, bądź innych dzikich miejscach w samych gatkach, bez uzbrojenia i zdać sie na instynkty, aby być na równi ze zwierzętami. Żeby się przekonali jak to jest jeśli nagle ni z tego ni z owego twoje życie ucieka z ciała, ponieważ zostajesz trafiony w witalny punkt, tracąc życie. To jest chore! Chyba każdy chciałby się pożegnać normalnie z życiem.
 - Dobra koniec!
Ostatni skok i zakończyłam układ.
Dziewczyny jak jeden duch padły zmęczone na ziemie. Spojrzałam na nie z zaskoczeniem.
 - Ale kochane panie! Co to ma być? - krzyknęłam patrząc na wymordowane towarzyszki - Co z waszą kondycją?
Dziewczyny wyglądały jakby przebiegły cały marraton. No, no! Będe musiała nad nimi popracować.
 - Jesteś tyranem! - sapnęła Sylwia wyciągając w moją stronę dłoń.
Uśmiechnęłam się.
 - Dziewczyny ja sie nawet nie spociłam! - stanęłam twardo nad uczennicami.
 - Bo ty jesteś robotem! - stęknęła druga.
 - ...i bez uczuć.
Zmarszczyłam brwi.
 - A więc to tak? - czas się na nich odegrać. - Czas popracować nad waszą kondychą! - włączyłam muzykę - Wstawać i od nowa! Za niedługo występy! No już! Już. - pomogłam im wstać. - I pięć i sześć i siedem... I!



              Dziewczyna o włosach koloru dojrzałego jabłka, trupiobladej cerze z zarumienionymi od pudru policzkami i nienagannym niebiesko-szarym stroju biegacza, przemierzała park leśny spokojnym, równym biegiem, który do tej pory nie wycisnął z jej ciała ani kropelki potu, ani przyśpieszonego oddechu. Biegała od zaledwie dwudziestu minut i nieczuła aby w jej organizmie zaszła jakaś szczególna zmiana, no może lekkie mrowienie w jej nadwyrężonej kostce od za wysokich szpilek, które nosiła ubiegłego wieczoru.
            Kobicie dorównywały kroku trzy pokaźne, kudłate kształty, o różnym umaszczeniu, a także innej długości sierści. Przez swoich towarzyszy, dziewczyna została zauważona przez każdego spacerowicza, udającego się w wędrówkę pomiędzy drzewami. Jednakże nie było to jej zamiarem. Po prostu uznała, że zwyczajne wyprowadzanie psów jest nudne i wpadła na pomysł porannego joggingu. Lecz ludzie nie byli przyzwyczajeni do widoku spuszczonych ze smyczy psów, biegających swawolnie po lesie, bez kagańców lub innego zabezpieczenia chroniącego ich dzieci i pupilie przed ostrymi jak brzytwy kłami. Właściwie ludzie nie mieli się czego bać. Każdy z psów nawet kątem oka nie zauważył  nic godnego uwagi, widziały jedynie potrzebę dążenia za swoja Panią gdzie by nie poszła. No może poza wielkim czarnym wilczurem, który zawsze szukał sposobności aby na kilka chwil zwiać bez ostrzeżenia i pobiegać samotnie pomiędzy drzewami i poczuć się jak swoi, wolni przodkowie, czując mierzwiący sierść zimny wiatr i zew instynktów, które obecnie były przytłumione przez chęć leżenia w ciepłym posłaniu i pochłaniania niezliczonej ilości pokarmu o każdej porze dnia i nocy. Lecz dziś instynkty wzięły górę nad posłuszeństwem i Demon jak to miał w zwyczaju, zwolnił chodu na tyle aby znaleźć się za swoją właścicielką i bez ostrzeżenia, prawie bez szelestnie wskoczyć w najbliższe krzaki i zniknąć z pola widzenia. Wilczur przemierzał las, wąchając za tropem. W powietrzu unosiła się ledwie wyczuwalna nutka człowieka, tych śmierdzących i bardzo hałaśliwych stworzeń chodzących na dwóch nogach. Wilczur w końcu z niuchał  trop i poddał się szaleńczemu biegu prosto do swojego celu, którym był stary buk z wielką zjedzoną przez termity, przegniłą dziuplą. Nim jego cztery łapy dotarły do upragnionego pnia, istota poczuła przeszywający chłód na swoim grzbiecie, a tuż po tym czarne futro upadło na ziemię do wielkiej kałuży krwistoczerwonej, gęstej krwi.
            Mężczyzna oparł się zakrwawionymi plecami o martwy pień drzewa, łapiąc równowagę po przekształceniu swojego kręgosłupa i innych kończyn na ludzkich. Jego skóra - ta prawdziwa - szczypała jakby ją ktoś pozbawił najważniejszego pigmentu. Ból łamiących się kończyn i wskakujących na swoje miejsce kości był nie do zniesienia, z trudem opanował ryk. Ciężko dysząc sięgnął zniekształconą ręką do środka dziupli krzywiąc się, ni to z obrzydzenia ni to z bólu. Wymacał pazurami plastikowy pakunek, który wyciągnął, podtrzymując się drugą ręką aby nie upaść. Zagryzł wargi, lecz to był błąd. Jego kły nie do końca się cofnęły i przedziurawił sobie wargi na wylot. Splunął. Rozwiązał pakunek i wyciągnął z niego kilka zwilżonych ręczników, parę znoszonych butów do biegania i sportowe ubrania. Lykan wiedział, że nie może tracić zbyt wiele cennego czasu i wymacał w pakunku jeszcze jedną rzecz, niezbędną do prawidłowego funkcjonowania jego organizmu w nowej formie. Srebra strzykawka. Niewiele myśląc przystawił sobie pistolet z serum do szyi i nacisnął spust. Płyn został wystrzelony do jego krwoobiegu. Nie czekał na rezultat, poczuł go dopiero w chwili kiedy wybiegł na dróżkę, kompletnie ubrany z okularami na oczach, aby jego wyostrzony wzrok nie przeszkadzał mu w normalnym -ludzkim - funkcjonowaniu. Szkła zostały starannie skonstruowane, aby nie nadwyrężały wzroku, a pomagało w pogorszeniu go na tyle ile pozwoli ich limit. Mężczyzna przebiegł jeszcze kilka metrów, aby zlokalizować swój cel. Nie długo musiał jej szukać. Jej rude, prawie marchewkowe włosy można było dostrzec nawet w ciemności.
           Nie czekał na rozwój wydarzeń, aby pomóc ich spotkaniu. Po prostu namierzył pierwszy ostrzejszy zakręt, w który musiała wejść kobieta i sprintem udał się w tamto miejsce. Dokładnie wyliczył ile będzie potrzebował czasu i zwolnił krok, aby w idealnym momencie zderzyć się ze swoim celem.
            W chwili zderzenie nie poczuł nawet bólu, jednakże musiał zrobić serię uników, aby dziewczyna go nie ominęła, a idealnie na niego wpadła, przerywając swoją koncentracje. Jednak ruda wyczuwając w powietrzu co sie święci, próbowała wyminąć gładko przeszkodę, lecz jakby przewidział jej ruch, mężczyzna wykonał skok w tę samą stronę. Rezultatem było wielkie uderzenie dwóch rozpędzonych ciał. Drobna dziewczyna praktycznie odbiła sie od umięśnionego torsu. Objął ją jedną ręką, niby to obawiając się, aby nie upadła, tymczasem tym posunięciem złapał swoją zwierzynę w pułapkę, z której sie już nie wyplącze.
 - ...no i jak leziesz bałwanie?! - ruda warknęła odpychając mężczyznę.
Zawsze się irytowała gdy była bezsilna, gdy jej moc zawiodła, jednocześnie rujnując jej idealny harmonogram dnia złożony z gnębienia ludzi i chodzenia na szpilkach. Gdyby wiedziała jakich proszków jej dosypałem do fundue to, powiesiła by mnie za jaja nie pytając jak długo jej moc będzie otumaniona. Byłbym trupem. - Pomyślał.
 - Przepraszam moja wina... - odparłem zmieszany.
 - Oliver?
Jej oczy zrobiły sie wielkie jak spodki. Wyglądała przekomicznie.
 - Kope lat, Alice. Dawno się nie widzieliśmy.
Psy zaczęły obwąchiwać mężczyznę, widocznie ciągle czuły na nim zapach wilka i coś im się w tym nie podobało.
Kichnął.
Dziewczyna odwołała zwierzęta, a te grzecznie odsunęły się od uczulonego mężczyzny. Odetchnął z ulgą.
 - Trochę mnie nie było. - Odparła. - Pierwszy raz widzę Cię tak wcześnie na nogach.
 - Zazwyczaj nie jestem rannym ptaszkiem. Ale od pewnego czasu zacząłem biegać. - mężczyzna spokojnie wprowadzał swój dialog i patrzył na podejrzliwe oczy rozmówczyni.
 - Cóż Cię tak wzięło? Bardziej mi pasujesz na mola książkowego, albo komputerowego maniaka.
Auć. Zabolało. 
 - Jak zawsze miła i uprzejma.
           Zgromiła kolegę wzrokiem. Przedreptała z nogi na nogę i wznowiła bieg, nie patrząc czy uraziła tym rozmówcę. Jednakże Oliver nie dał za wygraną i dorównał kroku wysportowanej dziewczyny. Ciężko było mu się skupić na jej sylwetce gdy widział ją bez ubrań tyle razy, poprzez swoje zwierzęce oczy.  To kolejna rzecz, o której nie chciał aby się do wiedziała. Najpewniej za te jawne podglądanie zostałby spopielony na miejscu, ale czy to jego wina, że dziewczyna ma dziwne przyzwyczajenia chodzenia nago po domu? Każdy robi to co lubi..
 - Jak tam babcia?
 - Ale co babcia? - odparła zdezorientowana - aaa! Babcia! Już o wiele lepiej się czuje! - odparła z lekko podwyższonym głosem. Jest spięta i marudna. Ciekawe co sie przedwczoraj stało. Większość ochrony pilnowała przyjęcia, a nie Alice, która zniknęła sobie od tak informując tylko moją siostrę. Nim ktokolwiek zdążył zareagować zniknęła. Znalazła się dopiero wczoraj nad ranem. Miała paskudny humor, a pogoda go odzwierciedlała. No dziś już bylo trochę lepiej bo nie wiał tak silny wiatr ale wciąż coś wisiało w powietrzu. - Postanowiłam jeszcze jakiś czas z nią pomieszkać. Wiesz stara osoba...
Kiwnął głowa.
 - Przepraszam Cię za mój humor, ale mam ciężkie dni... SŁUP!
 Za późno.
Oliver poczuł jak zimna masa uderza w niego z impetem. Uderzył czołem o zimną stal i poleciał do tyłu gubiąc gdzieś po drodze okulary. Upadł na zimną drogę podpierając się rękami. Zabolał go nos i jęknął. Przemiana w człowieka kosztowała go wiele energii, dzieki czemu taka błahostka okazała się wielkim problemem.
 - Cholera. - zaklął.
Chwycił się za bolący nos.
 - Możesz wstać? - zagwizdała - Będziesz miał pamiątkę na czole. I rozwaliłeś sobie okulary.
Dziewczyna mówiła, rzeczowo, beznamiętnie, jakby całe zajście jej nie obchodziło, lecz wyuczona etykieta kazała jej się zlitować nad poszkodowanym.
 - Super sześć stów poszło w plecy. - warknął przez usta.
Powoli podniósł się z ziemi dalej trzymając się za nos.
 - Będziesz miał blizny wojenne XXI wieku.
Uniósł brew.
 - A ja myślałem, że to raczej ślady po kobiecych paznokciach po sexie.
Alice nieznacznie uśmiechnęła się.
 - Pokaż mi ten nos.
 - Chcesz się pani pobawić w pielęgniarkę i pacjenta?
 - Jeszcze słowo, a pobawimy się w grabarza i zwłoki.
 - To już się zalicza pod nekrofilię.
 - Panie sąsiedzie prosze mi tutaj nie żartować, bo jeszcze pozwę pana za propozycje seksualne. A teraz pokaż mi ten kichol.
Rudowłosa wspięła się na palce, aby przyjrzeć sie ranie. Nawet nie sięgnęła mu do brody. Była tak drobniutka, że w swoich  dwudziestkach ledwie sięgała mu brody, a co dopiero gdy była w butach sportowych. Miała wzrost malej dziewczynki.
 - Jest bardzo źle?
Alice zamruczała pod nosem.
 - Trzeba amputować a nie mam przy sobie mojej brzytwy. Trzeba szukać dawcy nowego nosa.
 - Nie chce wyglądać jak Frankenstein. 
 - To trzeba było nie wpadac na słup. 
 - Uwierz, nie było to moim priorytetem.
Dziewczyna sięgnęła za swój stanik sportowy i wyciągnęła z niego pudełeczko z chusteczkami.
Widząc wzrok Oliviera na to zajście, zakomunikowała.
 - Cycki niekiedy się przydają. - rozejrzała się - Ciekawe gdzie wywiało Demona. pewnie goni za jakąś wiewiórką. Demon! 
Oliver odmówił po cichu szybką modlitwę. I jeszcze kurwa tego mi brakowało!


***

 - Alice czy ty aby na pewno troszeczkę nie przesadzasz? - darł się Tom.
Jezu! Co on tak zrzędzi?  Rozumiem wtedy, kiedy miałby włożyć tylko jakieś slipy, a do tego skarpetki do sandał bądź klapek, ale robienie afery ze stroju ekskluzywnego kierowcę? To już jest niepojęte.
Stał przed białym lamborgini ubrany tak słodko! Czarny strój kierowcy, do tego słodka czapeczka i białe rękawiczki! Och! Jaki z niego słodziak! Nie wiem czemu narzeka? Gbur!
Spojrzałam na siebie.
 - Nie myśle, że wszystko jest okej. Cycek mi nie widać więc jest dobrze. - puściłam mu oczko.
Spojrzał na mnie z wyrzutem.
 - Nie o tobie mówię. - wskazał zamaszystym gestem na siebie - Czy naprawdę te przebieranki są potrzebne?
Podeszłam do samochodu, a Tomuś otworzył mi drzwi. Przeszłam mu pod ramieniem aby usiąść w wozie.
 - To jest twój uniform. - uśmiechnęłam się - Masz go nosić w pracy.
Jego mordercze spojrzenie przestraszyło by kociaka i jak tu się na niego gniewać? Albo być poważnym?  Zamknął drzwi, a ja odmachałam mu palcami. Hihi i tak tego nie wygra. W końcu sponsoruję leczenie jego siostry. Hihi.  taka ze mnie ruda wiedźma.
Obserwowałam Tomusia gdy wchodził do samochodu. Ukradkiem spojrzał w swoje odbicie w szybie wypolerowanego samochodziku i poprawił czapeczkę.
Ha! Więc mu się podoba! Przed moim modowym okiem się nie ukryje!
Gdy włączył silnik, właśnie poprawiałam białą rękawiczkę.  
 - Jak go zepsujesz, koszty naprawy schodzą na ciebie. - odparłam wciskając guzik, który zamykał przestrzeń oddzielającą mnie i kierowcę. Ścianka powolutko się zamykała.
 - A jak mi guzik odpadnie to co mam zrobić?
Widziałam jego spojrzenie w lusterku.
Uśmiechnęłam się.
 - Musisz znaleźć srebrną nić. - ścianka się zamknęła.
Ciekawe czy zrozumie mój czarny humor. Hihi



          Siedziałam w zatłoczonej sali, przy stoliku z jakimiś wiedźmami, które rozmawiały o wszystkim i o niczym. Nie nawidze takich nudnych gal. Wiele szych spotykają się na takich galach pod pretekstem wspierania różnych fundacjach charytatywnych, a tak naprawdę przyszli się pochwalić swoimi nowymi kreacjami, mężami bądź żonami. Tak to już jest wśród napuszonych idiotów. DO tego ich wykwinty akcent z przeciąganiem każdej samogłoski. Fuj. Zero gustu i dobrego smaku.
 - ...Antonino, jak sądzisz?
Wzdrygnęłam sie słysząc moje imię. Kogo mam zbić?
 - Proszę. - wycedziłam - Wystarczy Alice. - odetchnęłam - Czy mogłabyś powtórzyć pytanie? Zamyśliłam się.
Kobiety siedzące przy moim stole roześmiały się słodko. Och za chwile im zęby wybiję.
 - Co sądzisz  o nowym futrze z białego niedźwiedzia polarnego, w którym przyszła Francheska?
Kobieta po trzydziestce napuszyła się jak paw pokazując fragment poncza, który dopełniał jej kreację. Także zrobionego z jakiegoś biednego zwierzęcia. - Oboje przyszłyście dziś w futrach!
Odparła blądwłosa laleczka Barbie, której imienia nie zapamiętałam, a ciągle sie do wszystkich kleiła.
Coś drgnęło mi w środku słysząc tą obelgę.
 - Muszę cię poprawić. - burza jaką wywołała w mojej głowie ta blond włosa laleczka, rozpętała mnie na dobre. Nigdy, ale to nigdy nie ubrałabym na siebie coś co kiedyś żyło. Fuj! - Przyszłam w imitacji sierści moich lisów polarnych. Nie rajcuje mnie ubieranie na siebie rozkładających sie szczątek zwierzęcych. - na twarzach dziewczyn, pojawił się niewielkie zaskoczenie. - I sądzę, że to wielki błąd ubierać takie rzeczy wśród większości gości, którzy wspierają walkę z okrutnym zabijaniem zwierząt. - wstałam - A teraz przepraszam. Musze odetchnąć
Zostawiłam te pindzie i poszłam do grupki smacznie wyglądających mężczyzn w smokingach i garniturach. Niech zacznie sie zabawa! 




 Nie ma to jak napisac notkę na czas i zapomnieć ją dodać :_:, a raczej dodać ją na innego bloga ;___; tak to tylko Bujka może być takim baranem ;______;
Właśnie ludki! Przegapiłyśmy roczek naszego bloga! ;/ To wszytko przez tą maturę, o wszystkim się zapomina ;_; dlatego też z powodu naszego roku i miesiąca istnienia wstawiam zdjątko ze studniówki waszych zajebistych autorek, ze zrytymi baniami :D ( proszę nie patrzeć na moje ręce. Tak ogólnie to miało być serduszko, ale wyszło jakoś  koślawe ;_; ). Ok, ok. Mam nadzieje, że was nie zanudziłam i do miłego! :*


2 komentarze:

  1. Tego sie totalnie nie spodziewalam, jej pies czlowiekiem i to w dodatku takim, ktory chce ja zabic. Swietny rozdzial jak zawsze, zycze duzo weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń