niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział X

 - Okej dziewczyny! Powtarzamy! - krzyknęłam w stronę mojej grupy tanecznej, przerywając im odpoczynek.
            Była to mieszana grupa młodych nastolatek, które kochały taniec, a ja pokazywałam im nowe oblicze swojego ciała i muzyki. Prowadziłam je od trzech lat i bardzo zżyłam się z dziewczynami. W grupie znajdowały się kilka dzieciaków Umysłu, ale przeważały nas zwykłe dziewczyny, które zawzięcie dyskutowały na temat ostatnich wydarzeń. Ciemnowłose, próbowały wtopić się w tłum i zachowywać się jak normalne nastolatki, ale w powietrzu czuć było napiętą atmosferę. Ludzie zaczynali rozumieć co się dzieje. W Gocewii coraz częściej dochodziło do znikania ludzi, obarczano tym "Mafię" - tak nazywały nas media. Ludzie zaczynali być nie ufni w stosunku do ciemnowłosych. W sumie nie dziwie im się. Też zaczęłabym panikować i wpadać w paranoje na ich miejscu.
 - Pati, a ty co myślisz o teorii na temat tych "Ludzi Umysłu"? - blondynka o imieniu Natalia zagadnęła mojego pobratymca.
Dyskretnie przysłuchiwałam się tej rozmowie.
Ciemnowłosa wzruszył ramionami.
 - Jakaś banda bawi się w "Nad Ludzi" - odparła wstając z miejsca.
Cwana bestia.
Nat uniosła brew.
 - A co myślisz na temat tych wszystkich porwań? - spytała robiąc słodkie oczka.
Prowokantka. Cały ojciec - pomyślałam.
          Tobias Perse - jeden z nieprzyjemniejszych reporterów jakich miałam okazje poznać i ojciec naszej drogiej Natalii. Poznała go lata temu na jakimś czerwonym dywanie, kiedy dociekał informacji na temat moich rodziców. Co prawda podszedł mnie, ale nie wyciągnął ode mnie żadnych kompromitujących informacji na temat starych, a ja miałam sprawę w sądzie o rękoczyny. No co? Był upierdliwy! A do tego uwielbia grę słów i znęcać się nad rozmówcami. Na całe szczęście mam na niego tyle haków, że może sie pożegnać ze swoją pracą do końca życia. Niekiedy uwielbiam wpływy moich starych.
Pati pokręciła głową, próbując ukryć zdenerwowanie.
 - Myślę, że stoi za tym jakaś mafia.
Czasami najbanalniejsze stwierdzenie kryje całą odpowiedź. Szatynka ma głowę na karku, więc nie da się wplatać do bezsensownej wymiany zdań... Ale z drugiej strony Natalia, jest zaborcza i lubi terroryzować. Nie cierpię takich ludzi!
 - Mój tata wydał bardzo ciekawy artykuł. - blondynce zaświeciły się oczy - Wyraził teorię, że "Ludzie umysły" - zakpiła z tej nazwy. Teraz miałam ochotę zetrzeć jej uśmieszek z tej zarozumiałej twarzy. Zdusiłam w sobie chęć porażenia jej piorunem, - mają dość specyficzną urodę. - postukała się w brodę jakby myślała. Teraz zaczęłam im się ofen przyglądać, tak jak reszta dziewczyn. - jasna cera, prawie czarne oczy i włosy. - przekrzywiła głowę. - Dokładnie tak jak ty Stans.
         Poczułam jak atmosfera w sali ulega gwałtownemu ozimnieniu. Patrycja wgapiała się w swoje buty i zaciskała pięści próbując się uspokoić. Dziwiłam, się że żadna z koleżanek Patrycji nie zareagowała na zaczepki blondynki, a zostawiły ją samą. Chodź nie. Terror, który panuje w Podziemiu odciska  piętno na ludzi żyjących na powierzchni, wśród zwykłych ludzi.
 - I co teraz będziecie prześladować wszystkich, którzy mają taką urodę? - odgryzła się.
Nie chciałam słuchać tej rozmowy więc gwizdnęła, a dziewczyny zakryły dłońmi uszy.
 - Jeny, jeny... - pokręciłam głową - Czy dziś mnie ktoś słucha? Mówiłam, że zaczynamy. - przybrałam poirytowaną twarz, a dziewczyny rozproszyły się - Dobra! Pięć, sześć, siedem, osiem!


***

 - Myślałam, że będziesz bardziej chroniona.
Wysoka kobieta o idealnej fryzurze podeszła do mnie, kiedy pakowałam swoje baletki. Spojrzałam na nią lekceważącym wzrokiem. Zaraz gdy weszła na zajęcia wiedziałam, że coś ode mnie chce inaczej nie ryzykowała by przyjścia tutaj. Przyjrzałam się dobrze zbudowanej kobiecie. Musi ćwiczyć jakieś sztuki walki. Niby chudziutka i niepozorna, ale mięśnie widocznie się odbijają.
 - Czego tu szukasz Dick? - obróciłam się w jej stronę. W szpilkach byłam z nią na równi więc do woli mogłam się wpatrywać w jej czekoladowe oczka. - O ile wiem akurat TY powinnaś chować się przed psami Gabriela.
Zaplotłam ręce na piersi.
Dobrze wiedziałam po co tu przylazła. Śledziłam jej poczynania od jakiegoś czasu i dobrze wiem czym się zajmuje, ale nie dostanie tego po co przyszła.
 - Kundle nie dadzą rady mnie powstrzymać, nawet w stadzie. - odgryzła się.
Jeny. Czemu zawsze muszę trafić na jakiś nadętych bufonów? Znaczy nie mam nic do ludzi mojego pokroju, gdy są daleko ode mnie... ale ja ich jakoś przyciągam do siebie! A to już nie jest fajne!
 - Wyczuwam, że nie jesteś sama. - uśmiechnęłam się krzywo - Coś mi się zdaje, że czujesz się jak postać z Hollywoodzkiej produkcji. Goniona przez "czarne" charaktery. - pokazałam pacami cudzysłów.
Kobieta nie była dłużna:
 - A ty jak bogini.
 - Och dziękuje za komplement. - ukłoniłam się zgrabnie i uśmiechnęłam się słodko. - Do rzeczy. Śpieszy mi się. - mój wyraz twarzy zmienił się na znudzony i nieznający sprzeciwu.
Kobieta spojrzała na mnie spokojnie, lecz w jej oczach widziałam frustracje? Albo inne podobne emocje.
 - Wiesz po co tu przyszłam. - odparła - Nie kryje, że bardzo nam się te informacje przydadzą.
W tej sekundzie cieszyłam się, że żadnej z moich dziewczyn nie było na sali. Miałam ochotę miotać piorunami po całym pomieszczeniu, a jak tak dalej pójdzie dojdzie do rękoczynów i któraś z nas nie wyjdzie z tej sali i to nie będę ja.
 - Chcecie go zabić, ale ja na to nie pozwolę. - odparłam wymijając ją. - Nie dostaniecie tej informacji.
 - Możesz uratować wiele istnień! - krzyknęła.
Uch... nie wiedziałam, że aż tak się uniesie. No i z jej spokojnego oblicza została pustka. Miałam jej dość. Miałam dość całej tej głupiej rozmowy, całego Gabriela i wszystkiego.
 - Powiem ci jedno. - postukałam jej po piersi - Nie przystąpię do was, ani Michaelisa. Jego tajemnice są moimi tajemnicami więc ich też nie dostaniecie. I dajcie mi wszyscy święty spokój!
Obróciłam się, wypięłam pierś i uniosłam dumnie głowę, następnie wymaszerowałam z sali zostawiając kobietę w otępieniu. Coś zagrzechotało mi w torebce. Cholera!.
Wróciłam się do sali i wychyliłam się.
 - Długo będziesz tu stać? - spytałam ukrywając rumieniec - Musze zamknąć sale.


***

            Jeszcze raz każe mi ktoś jechać nowym ferrari przez las to mój obcas wyląduje w jego oku. Naprawdę. Po porzuceniu czerwonego samochodu na parkingu, zostałam zmuszona przedzierać się przez las w 20 centymetrowych szpilkach od Dior. Na ścieżce było w miarę stabilnie, ale gdy nadal nie było widać ludzi musiałam wleźć dalej w las. Do tego było ciemno jak w dupie i wspierałam się tylko na moje mocy, która mnie prowadziła. Co chwile wpadałam do jakieś kałuży lub błota rozpaćkując maras na swój szpiegowski kombinezon od Armaniego. Grrr! Jakby mi się kazali gdzieś wspinać... okej, ale po lesie w szpilkach? Czy oni ogłupieli?! Widać, że jakaś blondynka plan układała. 
W końcu wyczułam, że za ścianą krzaków stoją ludzie. Alleluja!
Dosłownie wypadłam z chaszczy wpadając na plecy jakiegoś dobrze zbudowanego faceta.
 - No co za imbecyl wybierał taką miejscuwe? To jakiś kretyn musiał być. - wymamrotałam otrzepując włosy ubrania z liści i gałęzi.  Spojrzałam na chłopaka - Oooo Tommy! Kope lat!
Poklepałam chłopaka po plecach.
 - Spóźniałaś się James! - usłyszałam jadowity głos słodziutkiej blondyneczki od Gabriela.
Od razu przestawiłam się na tryb ataku.
 - A to ty. To już wiem co za idiota kazał nam się po ciemku szlajać po lesie. - odparłam. Wyciągając ze stanika paczkę chusteczek nawilżających aby wyczyścić buty. Po skończonej robocie wsadziłam resztę na swoje miejsce i zapięłam suwak kombinezonu, który zasłaniał całe ciało, aż po szyje.
 - W ciekawym miejscu chowasz takie rzeczy - kobieta zakpiła.
 - Alice.
Uniosłam brew.
 - Bardzo praktyczne miejsce... Chodź ty o tym nie masz pojęcia... Przy takich mikroskopijnych rozmiarach. 
Blondyna zaczerwieniła się.
 - A tak przy okazji - zaczęłam marszcząc brwi - co ty tu robisz? Nie jesteś od noszenia kawy Gabrielowi?
 - Alice...    
Dziewczyna wypięła dumnie to co nazywała piersiami i spojrzała na mnie z wyższością... Jakby taką miała. Mały kotek próbuje stać się tygrysem... wprost komicznie wyglądała.
 - Zostałam tu wysłana w zastępstwie i obejmuje urząd głównego dowódcy tej misji, wiec zajmij miejsce w szeregu.
Ssssss.... Żmija wystawiła kły. Ehhh... czego nie robi trochę władzy z człowiekiem.
 - A co twojego poprzednika dopadła ospa? - Tom parsknął śmiechem i próbował zamaskować to kaszlem.
 - Alice! - warknął, a ja wywróciłam oczami.
Rita przybrała barwę buraka, ale już się nie odezwała. Odwróciła się do mnie plecami, aby porozdawać rozkazy innym Wrono, które dowodziły. Tak więc 5468548854268446835 dla Alice - 0 dla Rity, i tak ma być! Niech cizia zna swoje miejsce w szeregu!
 - Co tam u siostry? - zagadnęłam chudzielca.
Ten spojrzał na mnie podejrzliwie.
 - Nic nie zmieniło się od rana.
Przymrużyłam oczy.
 - Tak. Ładnie traktujesz swojego sponsora. - cios poniżej pasa, ale takie to w moim stylu.
 - ALICE! obiecałaś...
 - Jeny wyluzuj! - wyrzuciłam ręce w geście poddania - Tylko się z tobą drażnię...
I w tej właśnie sekundzie wdepnęłam do kałuży. Krzyknęłam niezadowolona i obrzuciłam chłopaka gniewnym spojrzeniem - To twoja wina! - wskazałam na szczewik. - Czyść!
Tom spojrzał na mnie.
 - Nie ma mowy!
 - Jesteś mi coś winny...
 - NIE!
 - Ale ja mam brudne buty!
 - NIE!
 - TOM!
 - ALICE!    
 - Twój jazgotliwy głos  słychać wszędzie.  - w naszą stronę zbliżała się Ruska Menda, z rękami wsadzonymi w kieszenie.
Odwróciliśmy nasze spojrzenia od siebie i spojrzeliśmy na niego.
 - Ooo! Rubuś! Idealnie!  - krzyknęłam rozradowana gdy zrównał się z nami. Wyciągnęłam w jego stronę nogę z brudnym butem - Czyść! - rozkazałam.
Facet uniósł brwi.
 - Dziewczynko postaw tą nóżkę na ziemi bo się jeszcze połamiesz. - skarcił mnie jak małą dziewczynkę.
Spojrzałam na niego gniewnie.
 - Nie lubie cie.
 - Bardzo mnie to ruszyło. - odparł i klepnął Pana Zepsute Auto, zaczynając mówić.
Poczułam się zignorowana. A to mi się nie podobało. Nie wiedząc co mam ze sobą zrobić wyczarowałam sobie chmurkę i usiadłam dając odpocząć moim butą, które były w opłakanym stanie. Zamroziłam cały brud, który się na nich znajdował i postukałam w nie aby szadź i brud zniknęły. I voi la! Jak nowo narodzone!
 - Wszyscy znają swoje zadania? - Rita krzyknęła machając jakąś kartką.
 - JA nie znam! - krzyknęłam ale zostałam zignorowana.
 - RUSZAMY!
Podwinęłam wargę bo nie wiedziałam co mam robić.
 - No chodź. - Tomy zarzucił mi rękę na ramiona - Znaczy leć. Jesteś ze mną w drużynie.


***


  - ... i mówisz, że mamy tam wejść? - dopytałam się przemykając pomiędzy drzewami, próbując dotrzymać kroku Tomiemu, który biegł używając mocy. Nawet ja używając mgły miałam duży problem z dotrzymaniem mu kroku. Był piekielnie szybki
 - Ile razy mam Ci to powtarzać?! - odkrzyknął zirytowany.
Prychnęłam materializując się przed nim, ale zostałam w mgnieniu oka wyminięta.
 - Po prostu próbuje zrozumieć tok myślenia tej kretynki. - odparłam - Jak ona mogła mnie dodać do grupy dywersyjnej?! Wolałabym zrobić hałas!
 - Alice, ja cie błagam nie kombinuj...
Jego głos zawiesił się, a ja zmaterializowałam się obok niego.
         Staliśmy na obrzeżach lasu, który odgradzał bazę wojskową od świata żywych. Zagwizdałam widząc ten monumentalny budynek ogrodzony siatką pod napięciem. Wokół płotu przechadzali się ludziki z dużymi pistoletami bodajże K-560 - najnowsza wersja karabinu maszynowego. Phi. Puki ja tu stoję, to się to nie przyda.  
 - Jaki przystojniak! - pisnęłam widząc całkiem przystojnego żołnierzyka.
 - Alice... - załamał ręce.
Wywróciłam oczami i wpadałam na genialny pomysł.
 - Rozbieraj się. - rozkazałam.
 - CO?!
Wzniosłam oczy do nieba.
 - No nie będziemy na nich czekać do końca świata... - mruknęłam. Od początku nie miałam zamiaru słuchać rozkazów Rity, a im szybciej rozprawimy się ze strażnikami tym lepiej.
 - Ale po co mam się rozbierać? - odparł przerażony.
Westchnęłam.
 - Daj mi swoją bluzę. - wyciągnęłam w jego stronę dłoń.
 Trochę pokręcił nosem ale ściągnął swoją bluzę. Ja rozpuściłam włosy i wciągnęłam na siebie niebieską szmatę.
 - Mogło by być lepiej, ale ujdzie. Jest ciemno więc nikt nie powinien się kapnąć.
Wygładziłam materiał i poprawiłam włosy.
 - Alice coś ty wykombinowała?
Zbliżyłam się do tego cykora.
 - Tylko sobie o niczym nie myśl.
Chwyciłam jego twarz i przywarłam do warg. Wypadliśmy z krzaków z impetem. Oderwałam się od niego i chwyciłam za dłoń.
 - Udawaj parę! - syknęłam mu do ucha, następnie wybuchłam głupiutkim śmiechem.
 - Alice ja cie kiedyś zabije! - odwarknął.
Pocałowałam go w policzek, a on odwrócił głowę
 - Graj bo wpakują w ciebie kulkę, a ja mój obcas! - zastraszyłam go - Udajmy, że się zgubiliśmy...
 - HEJ! - jeden z żołnierzy zauważył nas.
Pisnęłam jak słodka idioteczka i podniosłam ręce do góry, chowając się za chudzielcem. Popchnęłam go do przodu.
 - Emmm... - wydukał z siebie Tom - Zgubiliśmy się... Eeee... zauważyliśmy światła i zaczęliśmy podążać za nimi. - wysilił się na męski ton.
 - Szukamy drogi już od wielu godzin! - pisnęłam.
 - Dobra, podejdźcie! - znów głos żołnierza.
Moja podświadomość wywijała break densa, gdyż mój szalony plan udał się.
 - Jesteś Genialna! - Tomy, objął mnie ramieniem.
 - Nie często mi się to zdarza.
Podeszliśmy do trzech mężczyzn stojących przy wyjściu awaryjnym. Byli uzbrojeni, ale szybko bym sobie z nimi poradziła jakbym była sama... Ale coś mi się zdaje, że Tomy mi pomoże wiec może być przy tym małe zamieszanie.
 - Gdzie najszybciej można dojść do jakiejś drogi? - spytał Ton bardzo poważnym głosem.
Strażnicy zaczęli tłumaczyć mu drogę,    
Wyczułam obecność całej naszej grupy. Stali w miejscu gdzie, my z Panem Autko staliśmy przed kilkoma minutami. Co robić... co robić? Grupa zaczęła się przemieszczać. No kurw...
 -... czyli pan mówi, że mamy iść w tamtą... - udałam, że potknęłam się i upadam na ziemię tak aby faceci mieli za plecami grupę - Auuu!!
Krzyknęłam i chwyciłam się za kostkę.
 - Ali! - krzyknął przerażony Tom.
NA mojej twarzy wylądowała maska bólu i cierpienia.
 - Och! Jaki ból! Co za potworny ból! - krzyczałam, a Rita z resztą bandy przemykali się za plecami straży. - Chyba skręciłam kostkę! - zawodziłam.
Przystojny facet przyklęknął obok mnie.
 - Proszę się uspokoić. Zaraz obejrzę Pani nogę. - powiedział rzeczowo. Phi... ale gbur!
Mężczyzna powoli oglądał moją stopę.
 - Jak pani uszła tyle czasu w takich butach?! - jeden z mężczyzn zdziwił się.
 - W takich butach do lasu? Proszę pani! - zawtórował mu drugi.
Tom próbował ratować sytuację.
 - No wiecie... kobiety! - prychnął, a ja spojrzałam na niego jak na kretyna, a on pokazał ramionami swoją bezradność.
 - Auu! - krzyknęłam kiedy facet dotknął mi jakiegoś miejsca na stopie - Trochę delikatniej! - zrugałam go.
Posłał mi przepraszające spojrzenie i wznowił oględziny.
Zaważyłam ciemną sylwetkę Rubiena zbliżającą się do jednego z mężczyzn. Nim zdążyłam zareagować, coś błysnęło, a szkarłatna chmura krwi rozbryzgała się na nas.
 - Co jest?! - krzyknął facet stojący obok swojego nieżyjącego kompana.
Nim wszyscy się ogarnęli w sytuacji, kopnęłam go w jaja, ugiął się, ale ręką uderzył w Toma. Facet, który udzielał mi pierwszej pomocy sięgnął po broń, ale jednym kopnięciem ogłuszyłam go, a ten upadł bez przytomności. Tom też, załatwił... a raczej dobił swojego.
Wstałam otrzepując się.
 - Musiałeś go zabijać?! - wydarłam się po Ruskim Kretynie.
Ten wyszczerzył się.
 - To było silniejsze ode mnie...- zaczął mamrotać coś po Rusku.
Musze sobie ustawić w kolejce, że następnym językiem, którego się muszę nauczyć jest Ruski, nie dam sobie takiemu zwierzęciu pomiatać! Jeszcze czego!
 - Alice... - wysapał Tom, z którego zeszło całe napięcie - Mam ochotę Cię zabić i wycałować jednocześnie.
 - Całowania mam dość, złociutki... - poklepałam go po policzku.


***

 - Podzielę was na grupy i przydzielę odpowiednie zadania! - usłyszałam głos Rity. 
           Ziewnęłam ale pierwszy raz w życiu byłam cicho. Naprawdę! Blondyna przechadzała się pomiędzy ludźmi wywołując imiona i dzieląc w grupy. Po przydziale ludzie rozchodzili się gdzie im Pani Szef kazała i tyle ich widziałam.
         Szacun dla ludzi, którzy nas ukrywali pod swoimi mocami. Strażnicy okrążali nas szerokim łukiem, a my mogliśmy robić co się nam żywnie podoba. Sztuczka dobra, ale czasochłonna. 
W końcu przyszła pora na mnie. 
 - James, Sawwa i Whitaker macie znaleźć... - no i tu moja rola się kończy. 
 - Nie jestem, żadnym szczurem, aby skradać się i znajdować jakieś rzeczy! - warknęłam. 
Dziewczyna odwróciła się do mnie posyłając mi wzrok " Co ty tam szepczesz? Nie pyskuj!". Ta usilna próba zdominowania mnie działa na jej niekorzyść, gdyż ja nienawidzę wywyższania się... Oczywiście innych osób.
 - Ja tu dowodzę. - odparła dumnie.
Ziewnęłam i pomachałam jej lekceważąco.
 - Tak, tak powtarzasz się. - odparłam - Jak nie ma tu nic więcej do roboty to see ya!
          Odwróciłam się na pięcie nie zważając na krzyki Rity i odeszłam. Nikt mnie nie gonił, ani nie próbował zatrzymać co mnie zdziwiło. Wyszłam z bazy wojskowej i zerknęłam na nieprzytomnych facetów. Żal mi było tego ładnego, gdyż chyba złamałam mu nos... i na pewno straci na uroku... No cóż, miał facet pecha.
          Wyczułam w powietrzu, że ta głupia krowa zaczęła mnie śledzić... Boże! Ani chwili spokoju. Posłałam do jakiegoś patrolu rozkaz, aby udali się w miejsce gdzie znajdowała się blondynka, a oni posłuchali... No cóż... Telekineza jest wspaniała! Rita gwałtownie musiała skręcić... A no tak... Zapomniałam, że ona tylko w 1/3 jest Człowiekiem Umysły, nie miała takiego powera co my. To jakim cudem, ona została głównym dowódcą? Ech... Widać, że Michaelis nie ma ludzi.
Wpadłam w środek narady jakiś grupy. Spojrzałam na nich przepraszająco.
 - Przepraszam. - zakłopotałam się - Zostałam tutaj przysłana.
Jakiś śmieszny facecik okrzyczał mnie, ale pozwolił dołączyć, co mnie niezmiernie zdziwiło. Siedziałam cichutko i wsłuchiwałam się co mają do powiedzenia. Okazało się, że mały facecik kieruje grupą, która będzie nacierać na główną bramę! Jeej! Będzie zabawa! Będę sobie wyobrażać, że każdy przeciwnik to Rita i pobije go! Hue hue hue ulżę sobie!
 - Dobra! - krzyknął konusek - Do ataku!
           Wszyscy poderwali się z miejsc i z krzykiem rzucili się do przodu. Ja natomiast wstałam i powolutku zaczęłam podążać w ich stronę. Rozległy się wystrzały, ale Ludzie Umysłu szybko sforsowali bramę. Dosłownie weszłam na gotowe i zauważyłam niezły popłoch. Ludzie nie wiedzieli co mają robić. Zwykli LU padali jak muchy, gdyż nie wiedzieli jak się walczy. Wrony, dobrze sobie radziły ale ludzie zmuszeni do walki... Wole o ty mnie myśleć. Przyszłam tu bo miałam jasno określony cel.  
            Przywołałam do siebie moją moc. Poczułam jak oczy mi się zmieniają, a na dłoniach zaczęły formować się pioruny. Rozłożyłam ramiona i przeszłam do sabotażu. Szłam wolno, posyłając pioruny, aby rozdzieliły walczące pary. Ludzie uciekali w popłochu tym samym niwelując liczbę ofiar, na czym mi zależało. Przywołałam gęstą mgłę aby zakryć wszystkich. Następnie wyciągnęłam każdy nabój z broni żołnierzy. Ludzie Umysłu wycofali się, a strażnicy wpadali na siebie i okładali się pięściami. Kilku wpadło na mnie ale unieruchomiłam ich kilkoma ciosami kong-fu.
LU znów przeszli do defensywy. Westchnęłam gdyż musiałam wszystkiego pilnować!
 - Jak dzieci! - westchnęłam.
Coś huknęło i nowa grupa ludzi pojawiła się na miejscu.
 - Zebrać wszystkich cywili! Obstawić wejścia! Nie przepuszczać ich! - usłyszałam Thane, a jednak, pani "Idealna fryzura" przybyła wraz ze swoimi ludźmi na ratunek.
Poczułam jak moja mgła przerzedza się. Ktoś maczał w tym palce... czułam jak coś wysysa ją. No cóż. Trudno, teraz mogę się wycofać i zostawić wszystko Dick. Tak więc parłam do przodu aby znaleźć jakieś drzwi, ale najpierw muszę pogadać z moją starą znajomą. Dosłownie przeszłyśmy obok siebie mierząc się zawistnym wzrokiem.
 - A jednak wpadłaś. - przywitałam ją.
Dzierżyła w dłoniach dwie długie japońskie katany, wolałam się od niej odsunąć.
 - O ile wiem miałaś być bezstronna - zripostowałam.
Posłałam jej kpiący uśmiech.
 - Zmniejszam liczbę ofiar, a ty partaczysz całą koncepcje, zabijając ludzi Gabriela. Więc po co komu pokój? - sama rozumiałam się piąte przez dziesiąte, ale sens zdania trafił do kobiety, gdyż obróciła się i weszła we mgłę.
           Weszłam do budynku i zlokalizowałam Rubiena i Toma gdzieś w podziemiach. Postanowiłam dołączyć do nich, ale żołnierze musieli mi poprzeszkadzać więc unieszkodliwiłam ich. Jakby mnie ktoś śledził nie trudno by mnie znaleźć. Droga usłana nieprzytomnymi ludźmi naprowadziłaby tropiciela... a nawet idiotę na mój trop.
Poczułam zapach spalenizny i pokręciłam nosem. Przede mną szły jakieś Wrony. Wtopiłam się w powietrze i odsłuchałam ich.
 - ... zapakowali to. Możemy już zająć się transportem.
 - Widział was ktoś?
 - Nie. Dopilnowaliśmy, aby wszystko było po ciuchu.
Głosy zniknęły tak szybko jak się pojawiły. Zmaterializowałam się i otworzyłam jakieś pierwsze lepsze drzwi. Buchnął na mnie odór spalenizny i oś huknęło, a potem spotkałam Rubiena i Toma i wszystko się wyjaśniło.



PRZEPRASZAM! PRZEPRASZAM! PRZEPRASZAM! że musieliście tak długo czekać. Nie mam się czym tłumaczyć, gdyż wiecie, że mi siadł komp i musiałam wszystko na nowo robić! Już nie umiem na to patrzeć!! Drugi raz to samo pisać to za dużo! Zwariować można!
Mam nadzieje, ze zaspokoiłam wasze oczekiwania, a jak nie to Dziecko naprawi ;**

Bujeczka ;***


Ps. Tak dla przypomnienia...
WAKACJE!!!!

niedziela, 15 czerwca 2014

Głupi wirus


Tu Bujka.
Otóż chciałabym was wszystkich przeprosić za moją tygodniową zwłokę. Miał być dziś rozdział, ale pierwszy i ostatni raz w życiu pisze notki w wordzie ;_; Mój komputer szlag trafił gdy poprawiałam notkę i wszystko się skasowało ;C Postaram się jak najprędzej dodać notkę... Naprawdę przepraszam ;C